wtorek, 31 sierpnia 2010

Bez tytułu opowiastka (liceum)

- Ty wiesz- odezwał się chłopak do dziewczyny- wiesz, wszystko wiesz
- No co ty- odpowiedziała dziewczyna- nigdy nic nie wiedziałam
Darek wracał tego dnia ze szkoły. Chciał być dobrze wyedukowany, więc złożył podanie. Jednak nie był zadowolony, jakaś klapka się w nim zamknęła. Raz się obsikał przy pisuarze, po prostu trafił w spodnie, a nie w pisuar. Był teraz pośmiewiskiem. Chciał się bić z szefem wyśmiewaczy, ale stchórzył. Wyśmiał więc psa, żeby być odpowiednim, bo oglądał ludzi. W domu zaś ojciec nadużywał alkoholu, ale Dariusz był wrażliwy i nie chciał iść w ślad za nim. Ponadto był epileptykiem i czasami miał napady. Wtedy nikt się nie śmiał. Wtedy wszyscy się bali, że może mu się coś stać i wina będzie po ich stronie. Wszyscy bowiem w tej szkole byli gorliwie wierzący. Bóg był dla nich całym życiem. Od podszewki znali Boga, był to ich Bóg. Był jednak wielki problem: nikt nie mógł dobrowolnie umierać. Pozwolono więc Dariuszowi żyć, ale młodzieniec był bardzo smutny i czuł, że jest wybrańcem.
Wracał więc Dariusz do domu, nigdzie indziej: „Jestem sam na świecie” pomyślał i postanowił, że musi sformować jakąś armię. Zaczął nawoływać ludzi, wszedł na samochód i krzyczał:
- Panie i panowie, dziewczęta i chłopcy chwyćcie za broń w obronie waszej wolności. Za waszą i naszą godność najważniejszą. Precz z poniżeniami, precz z działalnością kłamców i tchórzy.
Wszyscy jednak myśleli, że to jakiś cyrk albo teatr telewizji a ci, co brali to na serio śmiali się już na starcie. Mówili:
- Pacz na jego ryj, on nie ma ryja. Jego nie ma, on jest bez duszy.
Dariusz się jednak nie poddawał. W efekcie po całym zdarzeniu, kiedy było już ciemno, jeden kolo do niego podszedł:
- Będę walczył za twoją sprawę, wierzę w to, co głosisz.
Pojechali obaj do różnych miast i kiedy mieli już armię składającą się z 500 ludzi, postanowili, że trzeba inwestować w broń. Sprzedawało więc 500 typa złom, tory kolejowe skradzione gdzieś z trasy, gdzie pociągi jeździły. W telewizji coś mówili, że się coś wykoleiło i już nic nie było. To była pierwsza akcja Dariusza i jego kompanów. W dzień październikowy zakupili chłopaki karabiny. Poszli do Galerii Dominikańskiej we Wrocławiu, wystrzelali wszystkich i siebie, tylko niezdara Dariusz strzelił sobie w rękę i wyszło, że niby był ofiarą. Więc jednak to spryciarz, a nie niezdara. Teraz siedzi pod ścianą i słucha naturalnych odgłosów:
- Ale ty jesteś niezły- powiedziała dziewczyna
- Zrobiłem to dla ciebie- odpowiedział chłopiec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz