wtorek, 31 sierpnia 2010

Bez tytułu opowieść (pierwszy rok studiów)

W nas jest problem, każdy upadek, łezka w oku. Obudziłem się w swoim upadku pewnego dnia za ogrodzeniem uczelnianym przed budynkami. Pies szczekał z daleka, wspomnienia dzieciństwa upadłego w upadku skąpanego. Było w moim upadku coś innego w tym dniu. Upadek mój upadkiem innym został zbratany. Upadkiem przedegzaminacyjnym, upadkiem skojarzonym z wiadomościami, wiedzą tajemną a także upadkiem miłosnym dobrego człowieka, choć to w gruncie rzeczy niewiadomo czy dobry, zły czy homo niewiadomo. W każdym razie człowieka upadkiem, człowieka płci żeńskiej. Jak wiadomo człowiek płci żeńskiej i jego upadek jest dla człowieka płci męskiej w swoim upadku szczególnie upadły. Roi wyobrażenia upadku, który upadł wraz z kamyczkiem z rusztowania.
Zacznijmy po kolei. Jechałem autobusem 119. Autobusem 119 jedzie się inaczej niż to się czytelnikowi powinno wydawać. Czytelnikowi, który tego nie wie ezoteryka ta może dać się we znaki. Jedzie autobus 119 drogą okrężną, drogą przez dzielnice różne i przy dwóch największych cmentarzach i przez dwa takie jakby mosty, choć tylko jednym mostem właściwie a drugim wiaduktem. Jechałem na egzamin miałem na sobie spodnie garniturowe i czytałem zagadnienia. Jechałem żeby być wcześniej, wcześniej być miałem, żeby dialog prowadzić z innymi tzw. studentami. Jechałem i jechałem, koła turkotały, kontrola biletów, miesięczny bilet. Upadły człowiek – student w drugiej części autobusu. Wysiadł wcześniej. Jak się później dowiedziałem musiał wysiąść i się przejść, żeby nie upaść. Ja też wysiadłem, ale później. Wysiadłem i poruszając nogami przemieszczałem się, zmieniałem swoje położenie zgodnie z misternie wykonanym planem. Znalazłem się właśnie tam i tam mnie właśnie dopadła świadomość upadła kiedy mi się tliło papierosowo w dymie. Stałem przed budynkami. Paliłem.
- joł – takie przemówienie z buzi wyleciało mi
- źle mi – powiedziała Wanna, mówili też na nią Iggy Pop, bo śpiewała z nim now i wanna be your dog – nic mi się w życiu nie uda
- uda- ja mówię i myślę – uda, uda, uda w cętki uda w paski uda szynka metka parówkowa, same cuda, uda, uda
Potem parę głupot, tu głupota tam też, takie niewinne zabawy słowem jak kolorowani rebusy.
Myślałem, że Wanna tak przedegzaminacyjnie upada, ale to nie to, bo to były labirynty uczuć.
Musimy się cofnąć w czasie, pobałaganić dużo bardziej. Wanna poznała kiedyś w Hollywoodzie Toma Cruise’a. Ogolił sobie brwi tego dnia. Siedział ze mną, piliśmy koniak.
- Słuchaj Tom ty nie jesteś ostatnim samurajem – powiedziałem do niego, a igły mi rosły jak na iglastym drzewie, nitka babie lato. Byłem cały biały jak mumia.
- Myślę, że to bardziej twój problem – odpowiedział Cruise, zawsze tak odpowiadał. Znał wszystkie książki Pilcha i chodził z tym wyniośle.
Wanne poznałem na bankiecie u Róży Luksemburg. Pierdu, pierdu o dobrym filmie i tak jakoś się poznali. Spodobali się sobie Tom Cruise i Wanna Firanna. Przyjeżdżali do mnie do mojego domu w Las Vegas samolotem wojskowym. Błogi czas spędzali ze sobą na łące z owcami w podalpejskiej wiosce, następnie skakali wspólnie z kangurami w Australii. Najważniejsze było jednak zoo. Zoo to podstawa. Zoo rozpoczynało, zoo to był play w przypadku Toma. Do zoo zapraszał swoje kobiety lowelas. Kwiat też był ważny, kwiat był zawsze. Pamiętam na brzostowie kwiata wybrał Tom. Zoo i kwiat, i Pilch.
Jednak wszystko co dobre się szybko kończy. Wiecie jak z tymi gwiazdami Hollywood. Zmienni jak rzeka. Porzucają dawne życia. Porzucił więc Tom Cruise Wanne i wrócił do Japonii bawić się w samuraja.
Wanna natomiast została sama popadła w długi i opuściła Amerykę. Stała teraz koło mnie przed budynkami, paliła mentola.
- a ty lubisz zwierzęta? – zapytała od niechcenia
- nienawidzę – odpowiedziałem zabawowo, ale ciągle Wanne obserwowałem i nie mogło mi umknąć, że w miejscu palca serdecznego w lewej ręce miała palec kciuk. Przeszedłem jednak z tym do porządku dziennego, poleciałem balonem na Filipiny i jadłem tam melony. Nie mogłem jednak spać, coraz większy upadek mi się dawał we znaki. Pewnego dnia, kiedy wróciłem na wyścigach rydwanów zastałem Wannę przy koniu imieniem „zoofil”, wzdychała „Tom ah Tom ah zenit ah”
- słuchaj Iggy – mówię do Wanny – jak chcesz mogę cię zaprowadzić na skraj góry Olimp i tam krzykniesz sobie okrzyk „mentos”.
Ona jednak nie chciała, była w smutku pogrążona, poza tym John Travolta zaprosił ją na piknik i już nawet zrobił kanapki ze szczypiorkiem. Nie lubię gnoja, za dużo ma czarnych płaszczy. Wynająłem więc szpiega, żeby ich śledził i w razie czego z procy przywołał do porządku niesubordynację. Ja znam sztuczki Johna, on tylko żre i żre te hamburgery i ściemnia, że zdrowy styl życia prowadzi. Nawet nie umie kopnąć podkręconej piłki. Maślak.
Mój szpieg spisał się na medal. Kiedy jedli kanapki Wanna i Travolta zza krzewu wyskoczył wilk, a za nim zając wspólnik z pazurami.
- pieniądze albo psikus – wykrzyknął zając i zrobił fikołka
- hobyrdusaerdutrewiberdukerdu – dodał wilk
- nieeeeeeeeeeeeee –wykrzyknął Travolta
- nicość – westchnęła Wanna robiąc ze swojej osoby krzyż.
Wtem coś przybiło zająca do drzewa za uszy. Szpieg strzelał gwoździami. Wilk zamienił się w księżyc (od tej pory mamy 2 księżyce nad Ziemią - planetą ludzi). Travolta wyciągnął guna z płaszcza, chciał zaimponować Wannie i strzelić do zająca, ale dostał gwoździem w oko a pistolet prawdziwy zamienił się w taki na kapiszony. Wanna zdjęła zająca z drzewa.
- odejdź zajęcze – powiedziała
Zając się skłonił rzucił zasłonę dymną i zniknął.
A co ja wtedy robiłem? Ja spałem i widziałem we śnie takie oto wydarzenia:
Siedziałem na łóżku piętrowym, a łóżko to było jakby wieżowiec, sam szczyt budynku. Siedzieli ze mną na górze królik Bugs, jakiś grubas i chudas. Tak mi się wydaje , że byli to Wojciech Mann i Jim Carey.
- słuchajcie – przemówił królik – jak się zeskoczy w dół to się odbije od ziemi i się wróci na góre, ja skaczę.
Jak powiedział tak uczynił.
- no to kto teraz? – naciskał Bugs jak wrócił.
- dobra to teraz ja – zgodził się Jim i zeskoczył. Nie wracał długo ale wrócił. Był trochę poobijany.
- no to teraz ja – skoczył Wojtas i wrócił windą.
- nic ci nie jest? - zapytałem
- chyba nie, tylko w brzuchu mi się coś wylewa- odpowiedział
- może masz wylew?- zmartwiłem się
- może
Nagle znalazłem się na tajemniczym wybrzeżu o zmierzchu i spędziłem tam cała noc w oczekiwaniu na tajemniczy statek. Chodziłem po wodzie i chodził po wodzie też młody żul, co go niegdyś widziałem w Katowicach na dworcu a może w Zielonej Górze.
Wróćmy jednak do przygód naszej bohaterki, bo to ona teraz steruje twoim ruchem czytelniku. Wanna spędzała dni przedwiośnia na chodzeniu po okolicznym parku i kopaniu kamieni. Myślała o tym jak kurczak bez głowy czuje się w jej ręce.
[Teraz małe wtrącenie. Chciałem przeprosić bohaterów tego opowiadania jeślibym coś skłamał, coś powiedział nieprzemyślanego. Ja naprawdę chcę dobrze dla was, bo ja was wszystkich kocham. Mam po prostu trójwymiarowe okulary i jestem dziedzicem wielkich historiografów starożytności. Poza tym nie potrafię zapanować na literami, które mi całym alfabetem po głowie wyłażą i zmyślają się same wyrazy.]
No więc Wanna była smutna, smutna po rozstaniu z Tomem. Tom był smutny, bo nie mógł ćpać w Japonii heroiny i miał poczucie totalnej destrukcji osobowości. Jesteśmy niewolnikami naszych uczuć podobno. Skupmy się jednak na faktach dotykalnych. Wanna była teraz pod ochroną Zająca, bo zając to pamiętliwe zwierzę. Kiedy szła rano do sklepu po bułki i pijacy z naprzeciwka ją szczypali, zaraz sklep zamieniał się w pole bitwy. Totalna rozpierducha. Na dyskotece tak samo. Zając widmo czuwał nad Wanną, która sobie coraz lepiej zaczęła dawać sobie radę w sprawach technicznych. Nauczyła się budować dźwig, jeździć kolejką, posługiwać się różdżką, jeździć konno i zdobywać szczyty. Mówiła też 14 językami i władała dobrze rakietą przy grze w tenisa. Nie była jednak tym samym człowiekiem. Wcześniej przypominała gronostaja, teraz bardziej bobra. Jednak kiedy ją zapytałem czy lubi sok z czarnej porzeczki, nadal miło się skłoniła i odpowiedziała po chińsku: „Ja jestem Wanna Firanna, pochodzę z krainy tęczy, moim światem jest ziemia, wyłączam radio i włączam słuchawki codziennie, odżywiam się zdrowo i chwalę cesarza mego uwielbionego. Porzeczki są dobre, jeśli są świeże a jeśli nieświeże to nie są dobre. W Chinach rośnie ryż a kapelusz mój jest w kształcie trójkąta. Za zabawę służą mi marionetki drewniane i kucyk na którym się bujam od wczesnego dzieciństwa. W modzie uznaje krój na bociana i styl walki kung fu”. (z chińskiego tłumaczył Jong gu so). Całą noc myślałem nad wielkim intelektem Wanny po tym wystąpieniu. Wiedziała jak posługiwać się słowem, ale teraz powrócił problem palca. Palca kciuka na miejscu serdecznego. Czy naprawdę Wanna straciła ludzką serdeczność? Czy to może z powodu sytuacji politycznej w Azji. Czy myślicie, że Chiny z Iranem ten tego? Wanna o polityce mogłaby mówić godzinami, była komunistką, ale teraz totalny anarchizm rojalistyczny. Już nie chwaliła sierpa i młota a nawet cesarz Chin był dla niej osobowością wyznaczającą trendy. Wtedy po raz pierwszy zadałem sobie to pytanie: kim jest naprawdę Wanna Firanna? Myślałem o tym, że ci wszyscy badacze wielkich literatów, lepiej wiedzą o tych martwych kolesiach niż ktokolwiek o ludziach żywych, co tak stoją sobie w naszych życiach i różne role w nich mają. Postanowiłem zatem, że muszę wejść w posiadanie jakiejś martwej części Wanny. Sprytnie się z nią umówiłem, że ja jej dla zabawy utnę stopę a potem dam jej zajebistą protezę z żelaza. Zgodziła się z oporami, ale się zgodziła.
Tu jednak się myliłem. Ona już miała protezę stopy. To była proteza bez palców.
- Słuchaj – powiedział do mnie Tom Cruise przez telefon – to twoja kasza, złudzenie twoje. Masz jakieś zwidy. Pamiętasz ten park w nocy, ty tam sobie nagadałeś za dużo. Teraz nie, teraz nie – wyłączył się.
Spotkałem go jednak na wybiegu modelek, była tam też Wanna. Oglądaliśmy sobie stopy, piliśmy szampana. Świat był wielką betoniarką a betoniarka była bez betonu. Na dworze zawiało mi, powiedziało mi. „to w tobie jest problem skurwielu”. Chciałem się bić z wiatrem, ale nie, nie. Teraz dopiero to widzę, jestem posągiem i nawet nie znam Toma Cruise’a ani Wanny Firany. Jestem posągiem z wąsami. Ruszam w świat już od 20 lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz